Zaloguj się by mieć dostęp do całości serwisu
May
25
2017 |
dworcowe historie
dodany przez Stanislawa Zak o godz. 15:53:32 A
A
A
Kawałek nieba jest w każdym uśmiechu, w każdym życzliwym słowie , przyjaznym geście i w pomocnym czynie. Autobus planowo zajechał na dworzec w Bydgoszczy. - Pół godziny przerwy- zakomunikowała zmiennik kierowcy, kobieta, hmm niczego sobie. - Od kiedy?- pisnęła starsza pani. - Od zaraz , proszę odliczać czas- zaśmiała się pani ‘kierowczyni’ i wyszła na papierosa. - Czy musi palić, żeby dorównać mężczyznom?- pomyślałam – ciekawe czy też klnie. Przez kilka minut siedziałam patrząc bezmyślnie w okno. Po drugiej stronie w zajezdni stały autobusy w równym rzędzie, jak do odprawy. - Chyba odpoczywają- pomyślałam z głupia frant. Parking ogrodzony siatką bronił dostępu niepowołanym.Za siatką była jakś rzeka. - Chyba Brda - powiedziała allena. - Albo kanał doprowadzający do niej. Do przystani dobijała barka.I dziwne, nawet nie byłam ciekawa jej przeznaczenia. Ogarnął mnie jakiś marazm. I nie wiem dlaczego przypomniały mi się słowa Kamila Baczyńskiego: „ prześpię czas wielkiej rzeźby z głową ciężką na karabinie”. Ni w pięć ni w dziewięć . Czas wielkiej rzeźby kształtuje się codziennie. Ja jestem tylko trzonkiem w rękach budowniczych, ‘ciosaczy,’ nic nie znaczę…Ale spać mogę z czystym sumieniem. Eeee tam, co mi się plącze po głowie. Przemogłam niechęć i wyszłam z autobusu. Szybkim krokiem na sztywnych nogach przeszłam na drugą stronę jezdni, oczywiście przy czerwonym świetle. Pędziłam jakbym uciec chciała przed własnymi myślami. Przystanęłam przy jakiejś chińskiej restauracji. Zapach podrażnił nozdrza i żołądek. Teraz dopiero poczułam, że jestem głodna. Koń z kopytami to mało! Zrozumiałam dlaczego czułam takie rozleniwienie. Brak insuliny. Śpiączka cukrzycowa. A przecież mam cukier w normie. Zresztą kto wie? Zawróciłam. - Zjem loda- pomyślałam. Wstąpiłam do sklepiku. Łakomym okiem spojrzałam… na błyskotki … I kupiłam …naszyjnik. – A co tam, będę miała pamiątkę z Bydgoszczy. Siadłam na ławeczce i oglądam szkiełka łączone z metalem. Założyłam na szyję – Ładnie się prezentował na czarnej bluzce. Bogato. - Bardzo panią przepraszam- usłyszałam za plecami miły głos - Czy mogę zadać pani jedno pytanie? Skotłowały się pod czaszką nie powiem wam o czym myślałam. - Ma pani coś do zjedzenia? Odwróciłam głowę. Przy ławce stał mężczyzna w nieokreślonym wieku, w białej nawet czystej koszuli, takiego samego koloru włosy i zarost świadczyły, że przekroczył sześćdziesiątkę. W ręku trzymał torbę podróżną wypchaną papierzyskami. Jakiś żebrak, menel - pomyślałam z niechecią. Powtórzył pytanie. - Czy ma pani coś do jedzenia? - Nie mam – odpowiedziałam szorstko. - Bardzo panią przepraszam- Oddalił się taki biały, mały i przygarbiony. - Jakby dźwigał krzyż - przemknęło mi. - Kurna, taki uprzejmy i nie wyglądał na menela. Może rzeczywiście był głodny? piesdomni pokaż mi takie miejsce, gdzie sen nie jest snem, a życie jest jak sen w małych miasteczkach nie ma mostów odpowiednich dla psa z kulawą nogą z wyboru lub pierwszego kontaktu do ostatniego balastu z prawdą której nigdy nie stać na słowa mówione w oczy prosto z mostu tutaj nigdy nie było w małych miasteczkach nie ma mostów które dzielą żałosnych i łączą półżywych w supermarketach kupiono- sprzedano do ostatniego wina zawsze leży po stronie najmniej sobie winnych pod mostem tylko szkło nie ulega rozkładowi Nie zaprzątałam sobie więcej głowy, wyjęłam szminkę i pomalowałam usta.Co chciałm osiągnąć? Zmusić do milczenia? Oszukać ? Popatrzyłam na rzekę, na barkę cumującą, na baby żywo dyskutujące o niczym i weszłam do autobusu. Kanapka ugrzęzła mi w gardle jak jabłko Królewny Śnieżki .”Kubuś” smakował jak wiadro piołunu. Ogarnął mnie palący wstyd. Rozlewał się od żołądka po czubek głowy, kropelki potu wystąpiły poczułam pod nosem. Wybiegłam z autobusu. Mężczyzna stał przy kiosku z żywnością. Sięgał do kieszeni. Zajrzałam mu przez ramię, w garści trzymał kilka żółciaków, rysy twarzy zaostrzyły się, usta wygięły w podkówkę. Dorzuciłam kilka monet.Zaskoczony złapał mnie za rękę chcąc pocałować. Wyrwałam się i uciekłam, słowa podziękowania i moje wyrzuty, biegły za mną aż do autobusu. Trzymały się nawet wtedy, gdy minęliśmy Toruń. Czułam się parszywie. Zasnęłam. Śniłam o Cyganach, jakbym to ja była winna, tylko czemu? Biedzie? Chęci żebrania? Braku perspektyw? Słowo żebrak nie przeszło mi przez usta. Sójka Stał wróblami podszyty, cały w bieli w nieśmiałym przygarbieniu nie liczył ani lat, ani plam na twarzy . Szary, jak kolor ulicy prawie przyklejony do przystanku , który nie mógł być jego gruntem pod nogami. Nie zauważali jedni, inni wciskali w uszy własną tolerancję niedoczytanych sumień. Pewnego dnia ktoś podarował mu torbę podróżną. W powrocie zobaczyłam cień wciśnięty w ławkę bez widoku na jutro. On nie opuści swojego miejsca. Inni za niego to zrobią. Warszawa przywitała mnie pogodnym niebem. Nareszcie przestało padać. Czekając na autobus prostowałam nogi po dziewięciogodzinnej podróży. Nadjechał mój docelowy 127. Było ciemno, gdy dotarłam na miejsce. Marysia wyszła naprzeciw. Stół zastawiony, a ja nie czułam głodu. Kawałek raju jest w każdym sercu, które stanowi zbawienny port dla nieszczęśliwego, w każdym domu z chlebem, winem i serdecznym ciepłem. Bóg włożył swoją miłość w nasze ręce jak klucz do raju. Skorzystamy z niego? Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze |
Autor: Stanislawa Zak
Dołaczył/ła: 18.03.2011 16:53:48 Miasto: ZlocieniecData urodzenia: 1950-04-05 Zarejestruj się by mieć dostęp do wszystkich opcji serwisu. Inne teksty autora: mój lipny wiersz...
ale to juz było...
pieskie życie...
zabrakło jutra...
więżniarka niepokoju...
śmiech żurawi...
ni to zima, ni to wiosna ...
co noc śnisz mi się bardz...
Cud wielkiej Nocy...
bukiecik niezapomnień...
tajemnice nocy...
» wszystkie teksty Informacje: » Tekst czytany był: 1284 razy. » Dodano 2 komentarzy do tekstu. » Tekst lubi 1 osób. |
Użytkowników Online
|