[...]Obudził ją promyczek, który dyskretnie wkradł się lufcikiem ramy okiennej i nieopatrznie zaczepił o ucho filiżanki. Poruszona ciepłym łaskotaniem, otworzyła oko.
[...]- Gdzie ja jestem? – jęknęła cała obolała. Czuła rysy na grawerze w kształcie listka, o delikatnym zdobieniu dwudziestoczterokaratowego złota.
Nieodłączny jej towarzysz z fikuśną ramówką leżał nieopodal, jakiś przygaszony.
[...]- Co się stało? - syknęła cichutko.
[...]Spodeczek nie odpowiedział. Zauważyła wyszczerbiony grawer na jego obrzeżach.
[...]– Ojej? Kto ci to zrobił? - Spodeczek ledwie słyszalnym głosem odpowiedział:
[...]- To nic, bardziej boli miejsce, w którym całą noc ktoś zagaszał niedopałki. O! Jaki jestem poparzony, moje piękne złocenia przybladły! Jak mnie wszystko boli! - Filiżanka rozejrzała się dyskretnie wokoło i stwierdziła, że to nie to samo lokum, gdzie od lat zajmowała honorowe miejsce. Podziwiana przez wszystkich „wyjątkowa, delikatna, oryginalna”, była ozdobą sklepu Pana Marka – i nie tylko.
Wyżej, na półeczkach stały inne filiżanki, zerkały na nią zazdrosnym okiem – dlaczego? Tylko ona jest podziwiana i dlaczego ją właściciel sklepu z porcelaną tak cenił i uwielbiał.
[...]Przypomniała sobie, jak kiedyś Pan Marek, wycierając ją delikatnie ściereczką, opowiadał małej Małgosi, która zapytała o jej pochodzenie:
[...]- Wiesz Małgosiu - to smutna opowieść. Znalazłem ją na siedzeniu w przedziale pociągu. Wciśniętą w kącik i przykrytą gazetą. Mało brakowało i zgniótłbym ją łokciem. Moja krótka, nieplanowana wycieczka za miasto okazała się szczęśliwym trafem.
Odtąd nie wyobrażam sobie mojej ulubionej marago w innym naczyniu. Zobacz,jaka jest delikatna, a ten grawer na uchu w kształcie listka wygląda jak oko. Mam wrażenie, że obserwuje wszystko i wszystkich. Pijąc kawę słyszę jak opowiada mi swoje przygody. Mimo że wiem, iż te opowieści to moja wyobraźnia przeplatana fantazją.
Słuchając ich mam wrażenie, że zły czarownik przemienił piękną Japoneczkę w czarkę z zazdrości. Jak to się stało, że trafiła do przedziału w którym jechałem – tego się nigdy nie dowiem – przeznaczenie. Ale wiem, że oboje odczuwamy aromatyczną więź. Więź, która łączy tylko zakochanych.
[...]Westchnęła cichutko:
[...]- Co teraz będzie, gdzie jest pan Marek?
[...]Poczuła, jak ktoś niedelikatnie przesunął ją w inne miejsce. Chwiejąc się na boki, o mały włos wylądowałaby na ziemi. Przestraszona, dostrzegła opartą, szorstką dłoń, która strzepuje popiół do jej spodeczka.
[...]- Biedaczek - pomyślała - już nie będzie moim towarzyszem. - Zrobiło jej się przykro, że przyjaciel cierpi.
[...]Siedzący przy stole brutal kiwał się to w lewo to w prawo, podpierając jedną dłonią brodę, a drugą strzepywał popiół z papierosa, nie zawsze trafiając do spodeczka. Końcówkę peta przydeptał nogą i mruknął niby coś do siebie:
[...]- Po co ja ciebie gwizdnąłem, ty głupia filiżanko? Jesteś za mała bym mógł zaparzyć sobie herbatę i za brzydka byś była ozdobą mojego pokoju. - Wstał, napełnił ją mlekiem i postawił na podłodze nieopodal wyjścia.
[...]Po krótkiej chwili poczuła ciepły oddech i delikatny dotyk. To był mały kotek, który od pierwszego miauknięcia poczuł silną więź z filiżanką - a ona z nim. Łaskotał ją wąsami i wyśpiewywał mruczanki. To była miłość od pierwszego mlaśnięcia.
fotografia zapożyczona z Google