Zaloguj się by mieć dostęp do całości serwisu
Apr
19
2021 |
Samotna w tłumie część II
dodany przez Barbara Mazurkiewicz o godz. 08:49:01 A
A
A
* * * - Co ja mam teraz zrobić? - rozmyślała kompletnie zdegustowana Haneczka zachowaniem syna. Tymczasem Paweł nie chciał nawet słyszeć o college i uparcie szykował norę dla siebie u Harry’ego. Nawet nie zastanawiał się, jak bardzo uraził matkę. Od tygodnia nie podnosiła posępnie zawieszonej głowy. - Co się stało? – Pytali znajomi. Kobieta kręciła przecząco głową, nie patrzyła nikomu w oczy. Taki wstyd – szeptała pod nosem – Taki wstyd, tyle moich starań. Ledwo co minęło kilka tygodni, a już jemu się wydaje, że jest Anglikiem. Nawet kiedy dzwoni – rozmawia po angielsku. Jak można tak szybko zapomnieć, kim się jest i nie widzieć co sobą reprezentuje. Przewróciło mu się zupełnie w głowie, bo zarabia dobre pieniądze, pracując na dwa etaty? - Zadawała sama sobie pytania. Dorywczo roznosił ulotki, aby spełnić marzenia i zaprosić dziewczynę z Polski. O jego planach nie wiedziała, jedynie to, że są w kontakcie. Zakochani planowali od dawna być razem. Paweł szybko zaaklimatyzował się w Anglii, postanowił zostać tu na zawsze. Przetrwał odosobnienie, chociaż rodzice nie byli zwolennikami marnowania czasu bez nauki, zwłaszcza matka — mało brakowało, a skończyłaby na złamaniu nerwowym. Gdyby nie przyjaciele i jej brat, którzy uświadomili, że najwyższa pora pozwolić synowi na własne decyzje – w końcu jest dorosłym mężczyzną. Haneczka, praktyczna i pedantyczna nie umiała się z tym pogodzić. Intuicja nigdy ją nie zawodziła i tym razem czuła niebezpieczeństwo. Zna swoje dziecko i wie, że jest bardzo wpływowy. Zawsze uważała, że ludzie nie powinni trwonić czasu na bzdury. Mąż, w ciągu dwóch lat pobytu na wyspie, nie potrafił sklecić jednego zdania po angielsku, a kiedy wyjechała na urlop do Polski, znalazł się bardzo szybko na ulicy / bez pracy i mieszkania /. Nic mu nie pasowało: klimat, ludzie, praca, płaca a co najważniejsze — jedzenie. * * * Mijały miesiące, Paweł tkwił w tym samym miejscu. Coraz rzadziej kontaktował się z matką, także dziewczyną — nie życzył sobie, aby do niego dzwoniły, w przypadku Hani — odwiedzała. Poznał angielskich kolegów, którzy przychodzili do niego z alkoholem i działkami narkotyków. Pewnego wieczoru Paweł przesadził z używkami. Kiedy oprzytomniał w szpitalu, zrozumiał, że jego marzenia legły w gruzach. Posmutniał, kiedy koło niego nastała zupełna cisza – brak zainteresowania jego osobą, nawet ze strony pracodawcy. Wyszedł po kilku dniach, wrócił do mieszkania, gdzie były wymienione zamki, a pracodawca podał mu drugi raz rękę. Stracił bratnią duszę! Co dalej, dokąd pójść? Zaniepokojony czekał na reakcję matki, ponieważ przeczuwał, że Harry da jej znać. - Taki wstyd, co ja jej powiem, przyznać jej rację? A jeśli ona teraz nie będzie chciała mi pomóc? Taki wstyd. Tyle przykrości spotkało ją ze strony ojca, a teraz ja. Do dziś pamięta, jak z wielką pogardą wyrażał się o jego zachowaniu. Obiecał sobie, że nigdy nie pozwoli, aby kiedykolwiek płakała przez niego. Siedział oparty o neseser — był ciężki i głuchy jak chwila obecna. Wykonał kilka połączeń do znajomych, o dziwo — nikt nie odbierał telefonu. Teraz już wiedział, że tylko może liczyć na matkę. Podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku dworca autobusowego, ciągnąc ze sobą dobytek. Na szczęście miał jakieś dwieście metrów. Harry patrzył za nim z ukrycia, aż chłopiec zniknął za zakrętem. Westchnął głęboko i sięgnął po telefon […] * * * Mark, dyskretnie przyglądał się Hani, kiedy wysiadała z samochodu – jak wysunęła powabne nogi w jasnych czółenkach. Zwrócił uwagę na fryzurę, obcisłą spódniczkę i powiódł oczami po zgrabnej sylwetce. - Laska jak marzenie, czemu samotna? – wyszeptał pod nosem, nie kryjąc zaciekawienia. Nie pierwszy raz ją spotyka przed fabryką. Czasem przebraną nie do poznania na hali produkcyjnej. Dbała o siebie, wiedząc, że to w życiu procentuje. Haneczka była kobietą jak marzenie — pod względem aparycji i urody bez zarzutu. Miała hopla na tle kupowania ciuchów. Nie przeszkadzały jej zawistne spojrzenia polskich koleżanek. Była stworzona do tego, żeby błyszczeć. Nieraz koleżanki syna myliły ją z nową laską. Mark, nie dawał jej sygnałów, że mu się podoba i na niej zależy. Dochodziła szósta czasu angielskiego, nocna zmiana szykowała się do wyjścia. Z busów, wysypywały się grupki pasażerów. Kiedy obejrzała się, po Marku nie było śladu. Znała go, ponieważ był menadżerem zmiany. Zerknęła na ścienny zegar i podreptała do szatni. Odziana w służbowy uniform przeszła niezauważona obok przystojnego bruneta w dżinsach o modnym kroju i bordowej sportowej koszulce, który jeszcze kilka minut temu pożerał ją wzrokiem. Na breku, Hania rozmawiała dość długo z Pawłem po czym, weszła do Marka, aby poprosić o kilka dni urlopu. Wyraźnie był zadowolony z jej wizyty, ale musiał odmówić, ponieważ brakowało ludzi do pracy — w jej przypadku, jako liniowa, było niemożliwe, gdyż brakowało zastępstwa. Wychodząc, z jego „kanciapy” była wciekła, miała nieodpartą chęć wykręcenia mu jakiegoś, złośliwego numeru. Rozbolała ją głowa, napięcie nie odpuszczało. Nie mogła pojąć tego, że w sytuacji trudnej dla syna może jej nie być przy nim. Uważnie śledziła ruchy kamery przemysłowej i kiedy oko patrzyło na nią – ostentacyjnie wyjadała czekoladki z taśmy. - Co ty do cholery robisz! - Usłyszała tuż za plecami… W pierwszej chwili wzdrygnęła, a zaraz potem nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ponieważ bardzo ją rozbawił. Z pewnością chciała coś takiego usłyszeć, czekała na Marka reakcję. Odwróciła się nagle i zauważyła, jak patrzy na nią rozbrajająco. Rzuciła bez żenady - chcę, abyś mi dał wolne albo zwolnił z pracy. - Nie umiała okazać skruchy i tego, że jest czemukolwiek winna. - Sięgnął ręką do kieszeni po telefon, jakby nie był zaskoczony tym, co mu oznajmiła. Odszedł kilka kroków, aby nie słyszała rozmowy. Ostatnie wypowiedziane słowa dziwnie zaakcentował, których i tak nie zrozumiała. Ich zachowania nie dało się ukryć przed ciekawskimi, niemniej oboje dali niezły popisać. Go hom! – Wykrzyczał, pokazując kobiecie drzwi wyjściowe. -To skurwiel! - powiedziała pod nosem i pobiegła do szatni. * * * Czuła się przybita, kiedy wyszła z budynku, zauważyła Marka — obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem. Stał nieruchomo, odprowadzając kobietę wzrokiem. Zanim ruszyła z piskiem opon, obejrzała się za nim — pokazując serdeczny palec. Zaczęło mocno padać. Mocniej ścisnęła kierownicę, pogłośniła radio i dodała gazu — jakby nie zależało jej na życiu. Na szczęście zadzwonił Paweł – już jadę do ciebie synu, nigdzie się nie ruszaj, będę za pół godzinki – powiedziała do telefonu. Na chwilę obecną nie zdawała sobie sprawy z błędu, jaki popełniła. Liczył się tylko los własnego dziecka. Nie może też złorzeczyć firmie, która dała jej niezłe zarobki i prestiż. Fuck! Pieprzeni faceci – rzadko unosiła się, z natury była łagodna, opanowana i wyrozumiała. Wycieraczki trzepotały, deszcz dzwonił o karoserię, radio serwowało znane jej przeboje. Poczuła, jak łzy spływają po policzkach, które zmywały makijaż i utrudniały widzenie. Opuściła szybę - ciepły, pachnący przyrodą i deszczem wiatr wkradł się do środka samochodu. Mknęła z zawrotną prędkością. Wbrew warunkom, jakie panowały. Sięgnęła po komórkę i w tym momencie straciła panowanie nad kierownicą, uderzając o bandę autostrady, następnie o inne samochody. Uśmiechała się, kiedy zabierali ją do ambulansu z miejsca wypadku. - Widzisz Pawełku?! Nareszcie świeci słońce, po co było tyle deszczu – wymamrotała i straciła przytomność. Tymczasem, Paweł próbował dodzwonić się do matki, ponieważ od kilkunastu minut powinna być na miejscu. Nie odbierała telefonu — Ok, nie będę ją stresował, być może wstąpiła do sklepu — powiedział i pokusztykał na podjazd, gdzie zawsze parkowała auto. Nie powiedział matce, że został napadnięty i pobity. – Boję się jej reakcji na mój widok, najlepiej będzie, jak skłamię, że niefortunnie upadłem. Chłopak był w opłakanym stanie, porwana koszulka, brudne i zakrwawione spodnie no i mocno podbite oko. Czas uciekał, a ona się nie pojawiała, telefon też milczał. Najwyraźniej bardzo jego to zaniepokoiło. - Co robić, gdzie ona jest?! Muszę zadzwonić do Harry’ego, tylko on mi pomoże. Oby tylko nie to, co myślę - wykrzyczał zrozpaczony, po czym wybrał numer do wczorajszego jeszcze pracodawcy. Mark zaniepokojony losem Hani, kilkakrotnie próbował się do niej dodzwonić. - sit! Czemu nie odbiera, mogłaby odrzucić, albo wyłączyć, co się stało? – Rzucił nerwowo, próbując enty raz. Ktoś odebrał i stwierdził, że właścicielka telefonu jest ciężko ranna, leży nieprzytomna na oddziale OIOM w pobliskim szpitalu. Usiadł przy jej łóżku i leciutko opuszkami palców dotknął sinej dłoni. - Śpij serduszko, sen to lek, jesteś taka piękna, tylko bardzo uparta, śpij serduszko, śpij… Powtarzał jak obłąkany jedno i to samo wpatrzony w monitor echokardiografu. To wszystko nie musiało się wydarzyć, gdybyś nie była taka uparta. Nawet nie wiesz, jakie miałem wobec ciebie plany serduszko… Siedział w ciszy, próbując nie oddychać i nie przełykać śliny pod sterylną maską, którą miał obowiązek nałożyć, jak i przyciasny kitel. Żeby życie nie było takie skomplikowane... Sekundę później, w drzwiach pojawili się dwaj mężczyźni. Kim jesteś u diabła i co tu robisz? - Powiedział starszy na jednym wdechu, marszcząc przy tym srogo brwi. - Jestem Mark, pracujemy razem w fabryce - odparł nieco zdezorientowany. - Co się tutaj dzieje, proszę wyjść, nie widzicie, że pacjentka jest ciężko ranna? - Powiedziała półszeptem pielęgniarka. Wszyscy trzej panowie wyszli na korytarz. Od wypadku Hani minęły cztery dni. Właśnie dziś powinna się wybudzić — takie były rokowania lekarzy jednego z najlepiej wyposażonych i najbardziej cenionych oddziałów intensywnej terapii nie tylko w mieście, ale i na świecie. Dlatego dla Pawła i jej przyjaciół stanowiło jedyną pociechę. Wyniki badań i przeprowadzone operacje określały, że stan pacjentki jest ciężki. Od pierwszego dnia wypadku można by było powiedzieć, że Paweł nie wychodził ze szpitala — poza kilkoma przerwami na odświeżenie się, małą drzemkę, czy skromną przekąskę. Był zmęczony i obolały. Powiadomił ojca o wypadku, tamten nawet zbytnio się nie przejął. Skwitował jednoznacznie "da radę". Młody miał teraz sporo czasu na analizę wszystkiego, co się wydarzyło w jego życiu z udziałem matki. Rzeczy ważne i trywialne. Przegrany i zrezygnowany. Wydawałoby się, że w tej nierozwadze pogrzebał miłość, przyjaciół i marzenia. - Co teraz? Wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Każda kolejna myśl przygnębiała go coraz bardziej. Był zmęczony do granic wytrzymałości. - Czy trzeba było aż takiej tragedii, abym mógł poznać samego siebie? Z minuty na minutę rosło napięcie. Paweł nerwowo wyginał palce, Mark był w podobnym stanie. Jedynie Harry zachował zdolność trzeźwego myślenia. Znieczulony na tego typu sytuację pewną dawką alkoholu. Przechadzał się korytarzami, chłonąc eteryczne powietrze wraz z atmosferą, jaka panowała. Czekali chyba całą wieczność. W każdym razie na tyle długo, że Paweł zdążył drobiazgowo wycenić każdy swój narząd. Najwięcej policzył sobie za śledzioną. Wydawała mu się być najmniej nadgryziona stresem, używkami i niezdrowym trybem życia. Nagle, ktoś przerwał ciszę, otwierając drzwi. Chłopak poderwał się i w tym samym momencie poczuł, jak ugięły się pod nim nogi. Kiedy otworzył oczy, zauważył, że leży na łóżku. Okazało się, że stracił przytomność i został przetransportowany na izbę przyjęć dla pacjentów oczekujących. Zanim zdążył coś powiedzieć, lekarz zaproponował mu poleżeć kilka dni na obserwacji, ponieważ chciałby wykonać kilka wnikliwych badań. - Gdzie są wszyscy? Co z moją matką! Nic więcej nie mógł wykrztusić z siebie. Spojrzał na butelkę z kroplówką zawieszoną nad głową. - Proszę spokojnie leżeć, o wszystkim będziemy informować, ale musimy w pierwszej kolejności znać wyniki badań — powiedział ze stoickim spokojem lekarz i zajął się mierzeniem ciśnienia. Powierzchowne oględziny nie wskazywały na nic poważnego, chociaż paskudnie wyglądało podbite oko. - Skończyłem. To znaczy, że nie mam dobrych wieści. - Jest aż tak źle? - Paweł uniósł głowę z przerażenia. - Nie chodzi o to, że źle. Jednak leczenie u nas pochłonie trochę pieniędzy. Dowiedziałem się bowiem, że nie jesteś ubezpieczony. - Trochę, to znaczy ile?. - Nie wiem, nie chcę cię wprowadzać w błąd. Musimy przeliczyć każde badanie i opiekę, plus czas pobytu u nas. - Wobec tego, pozwoli pan doktorze, że zrezygnuję z waszych usług i byłbym wdzięczny, gdybyście zechcieli oddać mi rzeczy osobiste. Przez oszklone, obrotowe drzwi, Paweł zobaczył dziewczynę wysiadającą z taksówki. ©BaMa Cdn. Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze |
Autor: Barbara Mazurkiewicz
Dołaczył/ła: 17.04.2010 21:22:39 Miasto: LubaczówData urodzenia: 1954-07-05 Zarejestruj się by mieć dostęp do wszystkich opcji serwisu. Inne teksty autora: Gęsiareczka...
Koronkowe widzenie ...
Powierzenie ...
W ramach wyobraźni...
Po tamtej stronie powietr...
Podeptać ciszę...
Autoportret III...
Boso...
"Zagrody nasze widzi...
Mój Anioł Stróż w opałach...
Nie unikam myślenia o Tob...
» wszystkie teksty Informacje: » Tekst czytany był: 869 razy. » Dodano 4 komentarzy do tekstu. » Tekst lubi 4 osób. |
Użytkowników Online
|