Zaloguj się by mieć dostęp do całości serwisu
Nov
01
2024 |
Jesień w górach
dodany przez Kasia Dominik o godz. 14:16:30 A
A
A
Gdy listopadowa mgła wita mnie o świcie, wracam myślami do tamtych chwil, kiedy wspólnie z tatą wyruszaliśmy na szlaki w górach. Jeszcze noc uchylała swoje rąbki, a my, ubrani ciepło, z kubkiem gorącej herbaty w dłoniach, powoli wchodziliśmy w ciszę gór, w ciszę, która z każdą minutą przestawała być tylko brakiem dźwięków, a stawała się melodią - tą jedyną, którą tylko góry potrafią zaśpiewać. Powietrze pachniało jak nigdzie indziej. Jeszcze nie zimą, lecz już nie jesienią. Było rześkie, przeszywające aż do głębi. Wypełniało płuca czystością, której nie sposób znaleźć w dolinach. Pachniało wilgotnymi liśćmi, ziemią nasiąkniętą deszczem, osypującymi się jarzębinami, które tata zbierał dla mamy. Jak mawiał: – Bo tak lubi te ich czerwone korale. W im wyższe partie wchodziliśmy, tym szerszy otwierał się przed nami krajobraz szarych, sinych stoków i zasypiających świerków, które stały tam jak strażnicy, zasnute chłodną mgłą, jakby chroniące wspomnienia lat minionych. Podziwiając widoki prawie nie rozmawialiśmy. Wystarczyła jego obecność - ciepło dłoni, którą czasem ukradkiem kładł na moim ramieniu, spojrzenie, w którym mieścił się cały wszechświat ojcowskiej troski. Zdarzało się, że ciszę przerywaliśmy śmiechem, gdy natrafialiśmy na oszronioną kłodę, na której jedno z nas zazwyczaj się poślizgnęło. Wszystko było przepełnione jego obecnością, jego zapachem – mieszanką jesiennego lasu, wilgoci i czegoś, co chyba tylko w mojej wyobraźni było najpiękniejszym zapachem świata. Kolory wokół nas były niczym paleta malarza – zgaszone, lecz pełne życia. Liście w brązach, pomarańczach i delikatnych żółciach. Niektóre drzewa jakby spłonęły jesienią, inne trwały już nagie, czekając na pierwszy śnieg. Na wierzchołkach rozlewał się siny blask, jak szept zimowego świtu, gdzieś na granicy nieba i ziemi. Słyszałem szelest pod butami, który mieszał się z ledwo słyszalnym śpiewem ptaków. Ich świergot wydawał się brzmieć specjalnie dla nas, jakby natura świętowała nasze jesienne wypady w góry. Kiedy zamykam oczy, czuję, że tata wciąż jest przy mnie. Że idzie obok, w tej samej ciszy, którą zostawił mi jako ostatni dar. Wiem, że chociaż teraz spaceruje gdzieś po niebiańskich stokach, po ścieżkach, które jeszcze skrywają zapach mokrych liści i smaganie wiatru, to jednak myślami i modlitwą podążam jego śladem, czując, że w tych chwilach jesteśmy znowu razem – on i ja, tak jak wtedy, z twarzami zwróconymi ku górze, z sercami przepełnionymi radością z bycia tutaj, w tej surowej, cichej piękności listopadowych gór. Kasia Dominik monit własny SI Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze |
Autor: Kasia Dominik
Dołaczył/ła: 23.12.2019 16:10:52 Miasto: - Data urodzenia: - Zarejestruj się by mieć dostęp do wszystkich opcji serwisu. Inne teksty autora: Moja refleksja...
Dom ...
Ciężar słów...
Bieszczadzkie anioły...
Mistyka Bożego Narodzenia...
W lustrze ...
Nie odmawiaj...
Przypadek...
Powracam do dni bez daty...
Wędruję przez mgły snów i...
Niezdatna...
» wszystkie teksty Informacje: » Tekst czytany był: 126 razy. » Dodano 4 komentarzy do tekstu. » Tekst lubi 4 osób. |
Użytkowników Online
|