Ktoś mnie zepchnął ze skarpy do głębokiej wody – chyba to było morze, tak mi się wydaje.
Spadam…ale zaraz, zaraz - przecież ja nie umiem pływać!!
Nagle poczułam, jak boleśnie uderzam brzuchem o lodowatą taflę wody i….tonę, zanurzam się w głębinę.
Nie mogę nawet krzyknąć…. Woda dostała się do płuc i wszystkie dźwięki ucichły. Woda pode mną, woda nade mną i niebo? – Tak, zobaczyłam je ponad bąbelkami powietrza.
W ułamkach sekundy przekonałam świadomość, że umiem pływać - włączam instynkt bezwarunkowego przetrwania! Zaczynam machać rękami i nogami – zaczęłam się unosić na powierzchnię wody. Jestem! Płynę do stromego brzegu pełnego morskiego ptactwa – na mój widok, podrywają się z krzykiem do lotu. Mało mnie obchodzą jakieś ptaki, wdrapuję się na skalisty brzeg fiordu. Wszystko dobre, co dobrze się kończy.
*
Obudziłam się o szóstej z minutami, wschodzące słońce zaróżowiło niebo, które obserwowałam z okna sypialni. Spuściłam nogi z łóżka - siedziałam zamyślona i dziwnie zmęczona, jakbym co najmniej wróciła z ciężkiej wyprawy.
- Dobrze się czujesz kochanie? – Usłyszałam głos męża za plecami.
Tak, dlaczego pytasz? - Ach! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że to wszystko mi się śniło!
- Miałam zły sen, ale przynajmniej nauczyłam się pływać – odpowiedziałam z uśmiechem i zaczęłam opowiadać…
- No tak! Teraz już wiem, dlaczego tak drapałaś poduszkę, aż mnie obudziłaś. W pierwszej chwili myślałem, że pies chce wyjść na zewnątrz – więc usiadłem, zaświeciłem nocną lampkę i nasłuchiwałem, ale kiedy zauważyłem, że to ty – zapytałem…co wyprawiasz?
„Żeby wypłynąć na szerokie wody, trzeba nauczyć się pływać” - Wymamrotałaś odwracając się na drugi bok i usnęłaś. Myślę, że znowu miałaś proroczy sen, i tylko ty sama będziesz umiała go wytłumaczyć.
9 listopada 2014.
®BaMa