Zaloguj się by mieć dostęp do całości serwisu
Oct
04
2014 |
Samotna w tłumie
dodany przez Barbara Mazurkiewicz o godz. 14:37:18 A
A
A
Relacje Haneczki z Anglikami były coraz wyraźniejsze. W fabryce poznała Henryka, który przyjeżdżał podczas wakacji tutaj, aby dorobić do nauczycielskiej pensji. Uczył w Polsce języka angielskiego. Odkąd zaczęli pracować przy wspólnej taśmie, pakując mrożonki - Haneczka z dnia na dzień bardziej rozumiała angielskie koleżanki z pracy – zaś z drugiej strony nie było jej miło, kiedy z dnia na dzień, dowiadywała się jakie to zmyślone historie opowiadała o niej Ania, którą tutaj przywiozła. Czy musiała wyjechać z kraju, aby poznać prawdziwe oblicze tej dziewczyny? . W supermarkecie, Haneczka spotkała mężczyznę w średnim wieku. Właśnie mówiła coś do siebie, przeglądając towar. Uśmiechem zareagował na polską mowę. - Jestem Polakiem, mam na imię Stanley/Stanisław, - podkreślił wyraźnie na początku podając rękę. - Kiedyś odwiedziłem moją ciotkę, pomagałem jej na farmie, poznałem dziewczynę i zostałem, - mówił niemalże bezbłędnie po polsku. - Żyję teraz sam, dzieci już na swoim, żona zginęła w wypadku. Chciałem pojechać do Polski, ale żal mi było to wszystko zostawić. Wybudowałem piękny dom, tutaj można żyć. Jest lepiej, łatwiej o pracę. Jak są pieniądze, to nieważne gdzie mieszkasz, wszędzie jest dobrze. Nie ulega wątpliwości, że pobyt za granicą jest wielkim, niezapomnianym przeżyciem i może dostarczyć dużo nowych, ciekawych doświadczeń. W mojej opinii każdy, kto lubi nowe wyzwania i zawierać nowe znajomości bardzo wiele skorzysta, decydując się na wyjazd, - mówił nieprzerwanie, aż mu przerwała … - Z tych wszystkich względów ja się zdecydowałam, i na pewno jest to szkoła życia, chociażby w moim przypadku - dodała z uśmiechem Hania, - właśnie załatwiłam synowi college, jutro przylatuje do Luton, odbiorę go z lotniska. Bardzo się cieszę na jego przyjazd. - Tutaj bardzo wiele zależy od przedmiotów, jakie wybierze. Wykładowcy są bardzo dobrzy i kompetentni. Wykładane materiały interesujące i bardzo przydatne w przeciwieństwie do Polski. Jednak bywają mniejsze wymagania co do nauki, które dają możliwość korzystania z innych zajęć, lub podjęcia pracy. - Będę musiał się pożegnać niestety, obowiązki czekają. Być może spotkamy się nieraz, - dodał Stanisław. -Do widzenia! Odpowiedziała Hania. Chociaż, miała ochotę na dłuższą rozmowę, gdyż była interesująca. * * * Słońce wynurzało się zza porannych mgieł. Wibrowało powietrze, samoloty cięły atmosferę, tworząc czerwonawe tasiemki na niebie. Dzisiaj jest od dawna oczekiwana chwila dla Hani, przylatuje jej "oczko w głowie" - jedyny syn. Nie skończyła śniadania, wypiła kilka łyków kawy. Prawdę mówiąc, to miała jeszcze sporo czasu aby spokojnie dotrzeć na lotnisko. Myślała, że jeśli przyśpieszy poranne obowiązki, szybciej uściska Pawła. Nie potrafiła okiełznać emocji. Wszystko toczyło się jakby za wolno. Niezwykła, niecodzienna i niebanalna chwila, - oto rozpoczyna się kolejny etap w ich życiu. Z powodu uroczystego wydarzenia, postanowiła spędzić ten dzień inaczej. Zaplanowała pokazać synowi miasto, zaprosić na dobry obiad a wieczorem, wybrać się na długi spacer i przedstawić swój harmonogram na jego pobyt w Anglii. Właśnie minęła ósma czasu angielskiego, umacnia się rozległy wyż, jest słonecznie, lecz na tutejszą pogodę nie za ciepło. Pogoda sprzyja dobremu samopoczuciu Hani . W radiu podają wiadomości, które nie do końca je rozumie - może dlatego, że jest skupiona na kierowaniu samochodem. - Same niezrozumiałe terminy, - mruknęła i przełączyła na płytę z polskim rockiem. W głowie miała kompletny zamęt. Myślała, aby tylko nie było trafiku, kupić kwiaty i zdążyć przed wylądowaniem samolotu. - Oby szczęśliwie wylądował - pomyślała parkując samochód. Poczuła ulgę, kiedy usłyszała głos zapowiadający o lądowaniu samolotu z Krakowa. - Muszę zobaczyć jego pierwsza! - Wykrzyczała, nie zważając, czy ktokolwiek ją słucha. W wejściu, wśród wielu pasażerów, ukazała się znajoma postać, uśmiechnięta twarz. - Cześć mamuśka!… - Wydawałoby się, że uściskom i łzom szczęścia nie będzie końca. Już przy samochodzie miała ubaw, kiedy to Paweł próbował usiąść za kierownicą, zamiast na miejscu pasażera. / właściwie posiadał prawo jazdy, ale nie miał pojęcia o lewostronnym ruchu /. Usiadł na wskazanym fotelu i z miejsca zapomniał, po co właściwie przyjechał, bo atmosfera była szczególna. - No, jak ci się podoba? - Spytała. - Niewiele widzę oprócz autostrady i rzeki samochodów bez kierowców, - odparł z uśmiechem. Roześmiała się, przełączając bieg lewą ręką. - o Jezu, matka! Kiedy ty to wszystko ogarnęłaś? - Powiedział zaskoczony jej ogromnymi postępami. - Miałam na to trzy lata, nie próżnowałam synu. Było ciężko, niekiedy dramatycznie, ale czego się nie robi z miłości do bliskich, - odpowiedziała ze łzami w oczach, których nie dostrzegł za ciemnymi okularami. * - To jest twój pokój z wyposażeniem i komputerem. Jak ci się podoba? Spytała. - Średnio, zawsze miałaś dziwaczne pomysły. Paweł nie mógł powstrzymać się od ironii. Usiadł na skraju sofy obok matki, spojrzał głęboko w jej oczy. Wydała mu się drobna i delikatna w porównaniu z jego posturą. Zbliżył się, objął i przytulił, jak kiedyś robiła to ona. Pozostali tak przez chwilę w milczeniu. Rozglądał się z wyraźnym niezadowoleniem, po czym wstał i podszedł do okna. - Nie rozumiem dlaczego ty piszesz moją historię, kierujesz moim życiem tak, jak tobie się podoba! Tam została moja dziewczyna, przyjaciele i wszystko, co wartościowe. Przyleciałem dlatego, że bardzo cię kocham ale czuje się rozdarty, - powiedział bez odwracania twarzy od okna. Spuściła głowę, wpatrując się nieprzytomnie w podłogę. Wyglądała na przerażoną, po czym poderwała się gwałtownie i wyszła z pokoju. Paweł nie reagował, był jakby nieobecny. * * * Nieliczne ptactwo za oknem swym świergotem dawało sygnał do życia. Mglisty ranek sprawiał wrażenie baśniowego. Paweł, przeciągał się niedbale na posłaniu - zastanawiał, czy te wydarzenia są czymś realnym, czy przypadkowym snem, A może wszystko pryśnie, jak mydlana bańka, kiedy tylko zupełnie wybudzi świadomość. Być może okaże się zaraz, że realna jest tylko codzienność polskiego miasta. Zaraz zadzwoni do dziewczyny, zapyta jak się spało i powie jej wiele miłych słówek. Niecałe dwa miesiące wcześniej nic nie wskazywało na to, że nastąpi jakaś odmiana w jego życiu. - Jest niedziela, jednak muszę pójść po południu do pubu. Kto pracuje w niedzielę, zupełnie jakbym był na innej planecie! Ludzie, sklepy, ludzie, korki, wszędzie ludzie, nad oceanem - nawet w parkach. Gdybym miał pieniądze na bilet powrotny, na pewno byłbym dzisiaj w Polsce. Rozmyślał, rzucając wzrokiem po przedmiotach jakie zafundowała matula. - Dobrze, nie będę więcej robił jej wymówek. Nikt nie dałby rady wysiedzieć tutaj tyle czasu, tym bardziej w takich warunkach. - Myśli kotłowały jak w piekielnym kotle. * * * - Właściwie Polaków tu nie ma. Jest moja matka i kilka osób z rodziny, ale oni rozproszeni niemalże po całej Brytanii. - To pewnie dlatego tak dobrze władasz językiem. Matka rozmawiała ze mną przed twoim przyjazdem. Był to pierwszy kontakt Pawła, sam na sam z angielskim pracodawcą. - Mówimy sobie po imieniu, jestem Harry, proszę mi tak mówić jeśli będziesz czegoś potrzebował. Zwracaj się bezpośrednio do mnie. A teraz, zaprowadzę na zaplecze i dam ci kilka wskazówek odnośnie stanowiska pracy. - Uśmiechnął się z sympatią i wyciągnął rękę na zawarcie umowy. Wysoki, szczupły mężczyzna, około pięćdziesiątki. / Anglicy w zasadzie podają tylko dwa razy rękę - pierwszy, przy zapoznaniu i drugi na pożegnanie /. - Bardzo mi miło, jestem Paweł. Powiedz mi, czy znalazłbyś miejsce na noclegi dla mnie? - Nie mam pokoi do wynajęcia, ale u mnie możesz nocować dowoli - wskazał ręką w kierunku podwórka, na którym stał opuszczony, wiekowy dom. Nagle Paweł uświadomił sobie jak naprawdę wygląda tu życie. Opanowało go uczucie wstydu, ale nie mógł cofnąć pytania. Sprawy potoczyły się zbyt szybko. - Ogarniesz go trochę w środku, zamieszkasz darmo, - powiedział gospodarz. - Nie jestem wymagający! - uśmiechnął się Paweł. Wszedł do środka, rozglądał się i raz po raz coś mamrotał, aż w końcu usiadł zrezygnowany. - Teraz nie ma czasu na rozmyślanie kolego! Zaraz zaczynasz pracę - rzucił Harry. * * * - Co ja mam teraz zrobić? - rozmyślała kompletnie zdegustowana Haneczka zachowaniem syna. Tymczasem Paweł nie chciał nawet słyszeć o college i uparcie szykował norę dla siebie u Harego. Nawet nie zastanawiał się jak bardzo uraził matkę. Od tygodnia nie podnosiła posępnie zawieszonej głowy. - Co się stało? – Pytali znajomi. Kobieta kręciła przecząco głową, nie patrzyła nikomu w oczy. - Taki wstyd – szeptała pod nosem – Taki wstyd, tyle moich starań. Ledwo co minęło kilka tygodni, a już jemu się wydaje, że jest Anglikiem. Nawet kiedy dzwoni – rozmawia po angielsku. Jak można tak szybko zapomnieć kim się jest i nie widzieć, co sobą reprezentuje. Przewróciło mu się zupełnie w głowie, bo zarabia dobre pieniądze pracując na dwa etaty? - Zadawała sama sobie pytania. Dorywczo roznosił ulotki aby spełnić marzenia i zaprosić dziewczynę z polski. O jego planach nie wiedziała, jedynie to, że są w kontakcie. Zakochani planowali od dawna być razem. Paweł szybko zaaklimatyzował się w Anglii, postanowił zostać tu na zawsze. Przetrwał odosobnienie, chociaż rodzice nie byli zwolennikami marnowania czasu bez nauki, zwłaszcza matka - mało brakowało a skończyłaby na złamaniu nerwowym. Gdyby nie przyjaciele i jej brat, którzy uświadomili, że najwyższa pora pozwolić synowi na własne decyzje – w końcu jest dorosłym mężczyzną. Haneczka, praktyczna i pedantyczna nie umiała się z tym pogodzić. Intuicja nigdy ją nie zawodziła i tym razem czuła niebezpieczeństwo. Zna swoje dziecko i wie, że jest bardzo wpływowy. Zawsze uważała, że ludzie nie powinni trwonić czasu na bzdury. Mąż, w przeciągu dwóch lat pobytu na wyspie, nie potrafił sklecić jednego zdania po angielsku, a kiedy wyjechała na urlop do Polski znalazł się bardzo szybko na ulicy / bez pracy i mieszkania /. Nic mu nie pasowało: klimat, ludzie, praca, płaca a co najważniejsze - jedzenie. * * * Mijały miesiące, Paweł tkwił w tym samym miejscu. Coraz rzadziej kontaktował się z matką, także dziewczyną - nie życzył sobie, aby do niego dzwoniły, w przypadku Hani - odwiedzała. Poznał angielskich kolegów, którzy przychodzili do niego z alkoholem i działkami narkotyków, pewnego wieczoru - Paweł przesadził z używkami. Kiedy oprzytomniał w szpitalu, zrozumiał, że jego marzenia legły w gruzach. Posmutniał, kiedy koło niego nastała zupełna cisza – brak zainteresowania jego osobą, nawet ze strony pracodawcy. Wyszedł po kilku dniach, wrócił do mieszkania, gdzie były wymienione zamki, a pracodawca podał mu drugi raz rękę. Stracił bratnią duszę! Co dalej, dokąd pójść? Zaniepokojony czekał na reakcję matki, ponieważ przeczuwał, że Harry da jej znać. - Taki wstyd, co ja jej powiem, przyznać jej rację? A jeśli ona teraz nie będzie chciała mi pomóc?, taki wstyd. Tyle przykrości spotkało ją ze strony ojca, a teraz ja. Do dziś pamięta jak z wielką pogardą wyrażał się o jego zachowaniu. Obiecał sobie, że nigdy nie pozwoli aby kiedykolwiek płakała przez niego. Siedział oparty o neseser - był ciężki i głuchy jak chwila obecna. Wykonał kilka połączeń do znajomych, o dziwo - nikt nie odbierał telefonu. Teraz już wiedział, że tylko może liczyć na matkę. Podniósł się z ziemi i ruszył w kierunku dworca autobusowego ciągnąc ze sobą dobytek. Na szczęście miał do niego jakieś dwieście metrów. Harry patrzył za nim z ukrycia, aż chłopiec zniknął za zakrętem. Westchnął głęboko i sięgnął po telefon (…) * * * Mark, dyskretnie przyglądał się Hani, kiedy wysiadała z samochodu – jak wysunęła powabne nogi w jasnych czółenkach. Zwrócił uwagę na fryzurę, obcisłą spódniczkę i powiódł oczami po zgrabnej sylwetce. - Laska jak marzenie, czemu samotna? – wyszeptał pod nosem, nie kryjąc zaciekawienia. Nie pierwszy raz ją spotyka przed fabryką. Czasem przebraną nie do poznania na hali produkcyjnej. Dbała o siebie, wiedząc, że to w życiu procentuje. Haneczka była kobietą jak marzenie - pod względem aparycji i urody bez zarzutu. Miała hopla na tle kupowania ciuchów. Nie przeszkadzały jej zawistne spojrzenia koleżanek z Polski. Była stworzona do tego, żeby błyszczeć. Nieraz koleżanki syna myliły ją z nową laską. Mark, nie dawał jej sygnałów, że mu się podoba i na niej zależy. Dochodziła szósta czasu angielskiego, nocna zmiana szykowała się do wyjścia. Z busów, wysypywały się grupki pasażerów, kiedy obejrzała się, po Marku nie było śladu. Znała go, ponieważ był menadżerem zmiany . Zerknęła na ścienny zegar i podreptała do szatni. Odziana w służbowy uniform przeszła niezauważona obok przystojnego bruneta w dżinsach o modnym kroju i bordowej sportowej koszulce, który jeszcze kilka minut temu pożerał ją wzrokiem. Na breku, Hania rozmawiała dość długo z Pawłem po czym, weszła do Marka aby poprosić o kilka dni urlopu. Wyraźnie był zadowolony z jej wizyty, ale musiał odmówić, ponieważ brakowało ludzi do pracy - w jej przypadku, jako liniowa, było niemożliwe, gdyż brakowało zastępstwa. Wychodząc z jego „kanciapy” była wciekła, miała nieodpartą chęć wykręcenia mu jakiegoś, złośliwego numeru. Rozbolała ją głowa, lecz koncept nie opuszczał. Nie mogła pojąć tego, że w sytuacji trudnej dla syna może jej nie być przy nim. Uważnie śledziła ruchy kamery przemysłowej i kiedy oko patrzyło na nią – ostentacyjnie wyjadała czekoladki z taśmy. - Co ty do cholery robisz! - Usłyszała tuż za plecami… W pierwszej chwili wzdrygnęła, a zaraz potem nie mogła powstrzymać się od śmiechu, ponieważ bardzo ją rozbawił. Z pewnością chciała coś takiego usłyszeć, czekała na Marka reakcję. Odwróciła się nagle i zauważyła, jak patrzy na nią rozbrajająco. Rzuciła bez żenady: - Chcę abyś mi dał wolne, albo zwolnił z pracy. - Nie umiała okazać skruchy i tego, że jest czemukolwiek winna. - Sięgnął ręką do kieszeni po telefon, jakby nie był zaskoczony tym, co mu oznajmiła. Odszedł kilka kroków aby nie słyszała rozmowy. Ostatnie wypowiedziane słowa dziwnie zaakcentował, których i tak nie zrozumiała. Ich zachowania nie dało się ukryć przed ciekawskimi, niemniej oboje dali niezły popisać. Go hom! – Wykrzyczał, pokazując kobiecie drzwi wyjściowe. -To skurwiel! - powiedziała pod nosem i pobiegła do szatni. * * * Czuła się przybita, kiedy wyszła z budynku zauważyła Marka - obrzuciła go pogardliwym spojrzeniem. Stał nieruchomo, odprowadzając kobietę wzrokiem. Zanim ruszyła z piskiem opon, obejrzała się za nim - pokazując serdeczny palec. Zaczęło mocno padać. Mocniej ścisnęła kierownicę, pogłośniła radio i dodała gazu - jakby nie zależało jej na życiu. Na szczęście zadzwonił Paweł - już jadę do ciebie synu, nigdzie się nie ruszaj, będę za pół godzinki – powiedziała do telefonu. Na chwilę obecną nie zdawała sobie sprawy z błędu jaki popełniła. Liczył się tylko los własnego dziecka. Nie może też złorzeczyć firmie, która dała jej niezłe zarobki i prestiż. Fuck! Pieprzeni faceci – rzadko unosiła się, z natury była łagodna , opanowana i wyrozumiała. Wycieraczki trzepotały, deszcz dzwonił o karoserię, radio serwowało znane jej przeboje. Poczuła jak łzy spływają po policzkach, które zmywały makijaż i utrudniały widzenie. Opuściła szybę -ciepły, pachnący przyrodą i deszczem wiatr wkradł się do środka samochodu. Mknęła z zawrotną prędkością wbrew warunkom jakie panowały. Sięgnęła po komórkę i w tym momencie straciła panowanie nad kierownicą, uderzając o bandę autostrady, następnie o inne samochody. Uśmiechała się, kiedy zabierali ją do ambulansu z miejsca wypadku. - Widzisz Pawełku?! nareszcie świeci słońce, po co było tyle deszczu – wymamrotała i straciła przytomność. Tymczasem, Paweł próbował dodzwonić się do matki, ponieważ od kilkunastu minut powinna być na miejscu. Nie odbierała telefonu - Ok, nie będę ją stresował, być może wstąpiła do sklepu – powiedział i pokusztykał na podjazd, gdzie zawsze parkowała auto. Nie powiedział matce, że został napadnięty i pobity. – Boję się jej reakcji na mój widok, najlepiej będzie jak skłamię, że niefortunnie upadłem. Chłopak był w opłakanym stanie, porwana koszulka, brudne i zakrwawione spodnie no i mocno podbite oko. Czas uciekał, a ona się nie pojawiała, telefon też milczał. Najwyraźniej bardzo jego to zaniepokoiło. -Co robić, gdzie ona jest! Muszę zadzwonić do Harrego, tylko on mi pomoże. Oby tylko nie to, co myślę, Wykrzyczał zrozpaczony, po czym wybrał numer do wczorajszego jeszcze pracodawcy. Mark zaniepokojony losem Hani, kilkakrotnie próbował się do niej dodzwonić. - sit! Czemu nie odbiera, mogłaby odrzucić, albo wyłączyć, co się stało? – Rzucił nerwowo próbując enty raz. Ktoś odebrał i stwierdził, że właścicielka telefonu jest ciężko ranna, leży nieprzytomna na oddziale OIOM w pobliskim szpitalu. Usiadł przy jej łóżku i leciutko opuszkami palców dotknął sinej dłoni. - Śpij serduszko, sen to lek, jesteś taka piękna, tylko bardzo uparta, śpij serduszko, śpij…. powtarzał jak obłąkany jedno i to samo wpatrzony w monitor echokardiografu. - To wszystko nie musiało się wydarzyć, gdybyś nie była taka uparta. Nawet nie wiesz jakie miałem wobec ciebie plany serduszko… Siedział w ciszy, próbując nie oddychać i nie przełykać śliny pod sterylną maską, którą miał obowiązek nałożyć, jak i przyciasny kitel. – Żeby życie nie było takie skomplikowane... Sekundę później, w drzwiach pojawili się dwaj mężczyźni. - Kim jesteś u diabła i co tu robisz? Powiedział starszy na jednym wdechu marszcząc przy tym srogo brwi. - Jestem Mark, pracujemy razem w fabryce. Odparł nieco zdezorientowany. - Co się tutaj dzieje, proszę wyjść, nie widzicie, że pacjentka jest ciężko ranna? Powiedziała półszeptem pielęgniarka. Wszyscy trzej panowie wyszli na korytarz. Od wypadku Hani minęły cztery dni. Właśnie dziś powinna się wybudzić - takie były rokowania lekarzy jednego z najlepiej wyposażonych i najbardziej cenionych oddziałów intensywnej terapii nie tylko w mieście, ale i na świecie. Dlatego dla Pawła i jej przyjaciół stanowiło jedyną pociechę. Wyniki badań i przeprowadzone operacje określały, że stan pacjentki jest ciężki. Od pierwszego dnia wypadku można by było powiedzieć, że Paweł nie wychodził ze szpitala - poza kilkoma przerwami na odświeżenie się, małą drzemkę, czy skromną przekąskę. Był zmęczony i obolały. Powiadomił ojca o wypadku, tamten nawet zbytnio się nie przejął. Skwitował jednoznacznie "da radę". Młody miał teraz sporo czasu na analizę wszystkiego, co się wydarzyło w jego życiu z udziałem matki. Rzeczy ważne i trywialne. Przegrany i zrezygnowany. Wydawałoby się, że w tej nierozwadze pogrzebał miłość, przyjaciół i marzenia. - Co teraz? Wszystko stanęło pod znakiem zapytania. Każda kolejna myśl przygnębiała go coraz bardziej. Był zmęczony do granic wytrzymałości. - Czy trzeba było aż takiej tragedii, abym mógł poznać samego siebie? Z minuty na minutę rosło napięcie. Paweł nerwowo wyginał palce, Mark był w podobnym stanie. Jedynie Harry zachował zdolność trzeźwego myślenia. Znieczulony na tego typu sytuację pewną dawką alkoholu. Przechadzał się korytarzami, chłonąc eteryczne powietrze wraz z atmosferą, jaka panowała. Czekali chyba całą wieczność. W każdym bądź razie na tyle długo, że Paweł zdążył drobiazgowo wycenić każdy swój narząd. Najwięcej policzył sobie za śledzioną. Wydawała mu się być najmniej nadgryziona stresem, używkami i niezdrowym trybem życia. Nagle, ktoś przerwał ciszę otwierając drzwi. Chłopak poderwał się i w tym samym momencie poczuł, jak ugięły się pod nim nogi. Kiedy otworzył oczy, zauważył, że leży na łóżku. Okazało się, że stracił przytomność i został przetransportowany na izbę przyjęć dla pacjentów oczekujących. Zanim zdążył coś powiedzieć, lekarz zaproponował mu poleżeć kilka dni na obserwacji, ponieważ chciałby wykonać kilka wnikliwych badań. - Gdzie są wszyscy? co z moją matką! Nic więcej nie mógł wykrztusić z siebie. Spojrzał na butelkę z kroplówką zawieszoną nad głową. - Proszę spokojnie leżeć, o wszystkim będziemy informować, ale musimy w pierwszej kolejności znać wyniki badań - powiedział ze stoickim spokojem lekarz i zajął się mierzeniem ciśnienia. Powierzchowne oględziny nie wskazywały na nic poważnego, chociaż paskudnie wyglądało podbite oko. - Skończyłem. To znaczy nie mam dobrych wieści. - Jest aż tak źle? - Paweł uniósł głowę z przerażenia. - Nie chodzi o to że źle. Ale leczenie u nas pochłonie trochę pieniędzy. Bowiem dowiedziałem się, że nie jesteś ubezpieczony. - Trochę, to znaczy ile?. - Nie wiem, nie chcę ciebie wprowadzać w błąd. Musimy przeliczyć każde badanie i opiekę, plus czas pobytu u nas. - Wobec tego, pozwoli pan doktorze że zrezygnuję z waszych usług i byłbym wdzięczny gdybyście zechcieli oddać mi rzeczy osobiste. Przez oszklone, obrotowe drzwi, Paweł zobaczył dziewczynę wysiadającą z taksówki. * * * Cisza. Słychać tylko rytmiczne dźwięki aparatury podtrzymującej życie. Jednostajny rytm przerwa nagły i spazmatyczny kaszel, który poderwał na równe nogi czuwający personel medyczny. Wyrywała się, krzyczała z bólu i zrywała wszystko z siebie, co było jej obce. Dopiero teraz Mark dostrzegł rany na przedramieniu i piersi wyłaniające się zza szpitalnej koszuli / o ile można to tak nazwać / i odklejających się opatrunków. Stał bezradny za szybą, niezmiernie przejęty jej stanem. Wolał na wszelki wypadek nie podejmować żadnych kroków, aby go nie wyproszono. Lekarz uspokajał Haneczkę, a asystujący mu pielęgniarz poprawiał kroplówkę i opatrunki. Na szczęście trwało to jakąś chwilę. Po zastrzyku zamilkła. - Usnęła, na szczęście wróciła do żywych, teraz może spać normalnie… powiedział lekarz odłączając aparaturę. Zdał raport swoim zmiennikom i podał zalecenia zanim skończył dyżur. Chwilę później znowu było spokojnie. Do czasu, kiedy nadszedł wystraszony chłopiec z uroczą młodą brunetką. Nie mógł sobie darować, że nie było jego w momencie wybudzenia matki. Miotał się nerwowo, objął / mocno przyciskając do siebie / dziewczynę, jakby chciał wejść w nią, aż zajęczała… - Ała...co robisz? to boli! - nie reagował, był jak w transie. Stał mocno wtulony. Uspokajała go. Mark, patrzył na nich ze wzruszeniem, chociaż nie wiedział kim jest i skąd się wzięła. Żal ścisnął mu gardło. Nie wiedział, co powiedzieć. Milczał. Po kilku minutach odezwał się Paweł - Sory, nie przedstawiłem ci mojej dziewczyny, właśnie przyleciała z Polski. Chwilę później stali na otwartej przestrzeni. Palili papierosy rozmawiając o planach na dziś i na kolejne dni, / o ile stan Hani się polepszy /. Widocznie spokojniejsi wewnętrznie. Nie wiadomo dlaczego, Paweł poczuł chęć mówienia. - Komu potrzebne są ofiary? po co ból i cierpienie?. Już nic nie będzie takie same. Ona miała tyle szczęścia, o mały włos nie umarłaby przeze mnie. Teraz będzie pamiętać kto ją zabił. Ja ją zabiłem! * * * "w pół zastygłe" ominął kiedy się potknęła i upadła stwierdził, że to bez znaczenia wierząc w swoje zuchwalstwo jeden wypadek skroplił ciemne chmury twarz - nie podobna z fotografii pamięta kto wtedy ją zabił ciało żyć musi ścięte z nóg - dla siebie obce - Paweł, co ty bredzisz! Nie widzisz, że rodzi się nadzieja aby zacząć wszystko od nowa? zresztą, trzeba było przed tym, co się wydarzyło zastanawiać nad sensem życia….Odezwała się Kasia. Problem ten pojawił się odkąd dostrzegł samochód sportowy, a raczej to co z niego zostało po wypadku. Nie dawało mu też spokoju, że matka może być w jakimkolwiek stopniu niesprawna. Po kilku sztachach Marlboro, zrobiło mu się niedobrze. Przywarł do ściany kliniki łapiąc oddech. Serce waliło mu jak młotem, a pot strużkami spłynął po twarzy. Odwrócił się do Marka, żeby omówić jeszcze kilka spraw związanych z matką. - Jesteś wyczerpany do granic wytrzymałości, najlepiej będzie jak zawiozę was oboje do domu matki, zaraz ma przyjechać Harry, będzie przy niej czuwał. W razie czego zostaniemy w kontakcie telefonicznym. Rzucił Mark. - Tak, pojedziemy odpocząć, nic jej życiu już nie zagraża - jak stwierdził lekarz. Jestem zmęczona po podróży. Dodała dziewczyna. - Co ty wiesz o życiu? Moje jest gówno warte. Wszystko zmarnowałem, zniszczyłem i nie mam po co żyć. Chcę umrzeć! Chcę, żeby skończył się ten koszmar! Krzyczał i płakał jednocześnie. - Koszmarem nazywasz to, że jestem z tobą, że twoja mama żyje?! Dziewczyna zdenerwowana podniosła głos na niego. Mark, który nie rozumiał ich kompletnie, wskazał zapraszającym gestem na samochód, aby wsiadali. Dziewczyna z wahaniem zajęła miejsce obok chłopaka, który cały czas był jakby oszołomiony. - Musisz się porządnie wyspać Paweł - uspokajała. Kiedy wjechali na autostradę, Paweł jeszcze chwilę coś mamrotał i usnął. - Śpisz kochanie? Dotknęła delikatnie jego twarzy. Spojrzał półsennie - jeszcze chwileczkę - odparł leniwie. Położyła głowę na jego przedramieniu, a długie, czarne włosy opadły miękko w pukle. Nasłuchując bicia serca; trwała tak w bezruchu. Wreszcie opuszkami palców zaczęła dotykać jego torsu. Ręka opadała coraz niżej i niżej...Zareagował uśmiechem i odwrócił się do niej. Ciasno złączeni odwzajemniali namiętnie pieszczoty. Bezszelestnie zsunął z ramion czerwoną nocną koszulkę. - Ale ty - chciała coś powiedzieć, kiedy on położył delikatnie palce na jej ustach. - ciii...nic nie mów. W jego oczach widziała pożądanie i pewność siebie jednocześnie. Zawsze, gdy patrzył tak na nią, w jej sercu pojawiało się poczucie namiętności i bezpieczeństwa. I tym razem to powróciło. Prężyła wyczekujące ciało. Pieścił z lekko zaborczą silą wprawiając w rozkoszne wibracje. Znał jej czułe miejsca - bardziej niż ona sama. Zapominali o oddechach gdy struna erotycznych doznań pozwalała grać najwspanialszą sonatę. Dłonie i usta pragnęły dotrzeć wszędzie. Ciała nie umiały już leżeć spokojnie, wyginały się jakby prosiły, o jeszcze - by ten rozkoszny poranek trwał wieki. Jak róże potrzebują wody Jak świeczka tlenu gdy płonie Jak noc rannego wstawania Jak dzień dotyka zachodu Tak oni bardzo spragnieni siebie Zaraz po śniadaniu przyjechał Harry , aby podrzucić ich do szpitala. Powietrze lekko wibrowało, co sprawiało przyjemną, aczkolwiek niepokojącą podróż - co u matki? - myślał -Jednak przemieszczali się swobodnie. Rudy pył, niesiony wiatrem wciskał się wszędzie. Migotał w promieniach słońca - niczym deszcz z Marsa Kilka godzin spędzonych z Kasią i piękny poranek - podziałały na Pawła relaksacyjnie. W drodze od parkingu, aż na oddział nie zamienili słowa. Jakież zbudziło w nich niepokój, kiedy nie zastali Hani na sali. Paweł zacisnął kurczowo palce w dużych brązowych oczach pojawiły się łzy. Na nieszczęście, nie było też nikogo z personelu medycznego, aby mogli zapytać, zasięgnąć informacji. Kasia patrzyła przerażona na Anglika jak stał pośrodku korytarza z podniesioną dłonią. Najwyraźniej dawał komuś niezrozumiałe jej znaki. Przymknęła oczy. - Boże! Co się dzieje, nic nie rozumiem. Dlaczego nikt nie zadzwonił ? Mówiła z przejęciem. W szpitalu panowała cisza. Zdjęła czerwone szpilki na korytarzu. Pobiegła do ubikacji i zwymiotowała. Po doprowadzeniu się do ładu, wróciła do mężczyzn. Harry, czekał na jakiś telefon. Paweł smutny usiadł obok krzesła na posadce. Tak bardzo chciał się rozpłakać, ale dziewczyna przykucnęła przy nim, dając nadzieję, że będzie dobrze. Pocałował ją w czoło. - Przepraszam, naprawdę nie wiem, co mam powiedzieć … wyszeptał i przytulił. - Nie mów, czekajmy cierpliwie. Harry, patrzył na nich badawczo, a jego żywe oczy wymykały się spod zmarszczek. Sięgnął po telefon i wybrał numer Haneczki. Jakiś kobiecy głos odezwał się po drugiej stronie. Nie była to ona, ale dowiedział się gdzie jest. Nie było przy niej nikogo. - Mamo, mamuś! Dzięki Bogu, a tak się martwiłem. Słyszała głos syna. Nie odpowiedziała. Leżała bez ruchu wpatrzona w przysłonięte żaluzją okno. Miała na sobie gorset usztywniający kręgosłup. - Dzień dobry… Trudno było spojrzeć w twarz matki chłopaka. Nie wiedziała jak zareaguje na jej widok. - Przepraszam, że się tutaj pojawiłam. Dowiedziałam się od Pawła o wypadku i zdecydowałam jak najszybciej przylecieć. Spojrzała na niego, przełykając głośno ślinę. - Co za ulga, że obudziła się pani nareszcie. Hania próbowała coś powiedzieć, jęknęła cicho, z oczu wypłynął potok łez. Oddychała płytko przez rozchylone usta. - Ok! Nie będziemy ją męczyć, wyjdźmy na chwilkę, niech ochłonie - rzucił mężczyzna. Skinęła głową i przechyliła na ramię, aby odprowadzić ich wzrokiem. Odwrócili się jak na komendę, wyszli cicho zamykając za sobą drzwi. * * * Hani sukcesy, to: spełniona matka, wzorowa żona i śpiesząca z pomocą każdemu, kto potrzebował. Zmieniła się na wielką korzyść - z małomiasteczkowej, w światową ambitną biznes woman. Wszystko, co osiągnęła - zawdzięcza ciężkiej pracy i samozaparciu. Gastronomiczna i przesadnie zależna od opinii swojego męża. Zawsze koncentrowała się na własnej rodzinie. Może dlatego, ze sama wywodziła się z korzeni na które specjalnie nie było co zwracać uwagę - uboga, wielodzietna robotnicza rodzina. Przyszła na świat, jako cicha siostra - hałaśliwego brata bliźniaka. W dzieciństwie wpędzał ją w kompleksy, później nie zwracała na to uwagi, dziś, nie mogą żyć bez siebie. Tyle, że oddaleni o tysiące mil. Opisuje, lub opowiada mu swoje przeżycia, wyrażając przy tym gniew, płacz, ból i radość. Wszystko to, czego doświadcza. Nie stara się być bardziej kobieca - udając kogoś kim nie jest. Kiedy chce zrobić sobie makijaż, to robi. Czasem bywa rozdrażniona, roztargniona, liryczna i delikatna, Najbardziej bywa sentymentalna na łonie natury. Wszystkie te cechy charakteru i uczucia towarzyszą, jak każdej innej kobiece. Nigdy nie chciałaby zrezygnować ze stabilizacji, jaką daje stały związek. Nie wyobraża sobie spełniania w ramionach innego mężczyzny niż-męża. Kocha jego i syna, stawiając siebie w gorszej pozycji niż każdego z osobna. Na pełnię samorealizacji zapewne zabraknie jej życia. Umrze zrealizowana częściowo. Jeszcze teraz ten straszny wypadek. Jeśli uda się wyjść ze szpitala o własnych siłach z pewnością nie wróci już do pracy. Jest jedną z pierwszych emigrantek z Polski, której zaproponowano przyśpieszony kurs języka angielskiego i współpracę - uznając, że ma coś do przekazania innym. Płacą jej za to przekazywanie całkiem niezłą sumkę. Przyjemne z pożytecznym. Nielicznym udaje się wygrać z losem w warunkach godnych politowania. Kto by pomyślał, że stanie się kobietą sukcesu - budzącą zaufanie w obcym kraju. Tworzy to, czego zabrakło jej w dzieciństwie. Kontakt z różnymi nacjami, pozwolił zrozumieć samą siebie i nadać sens życiu. A jednak żyje rozdarta pomiędzy dwoma światami. Nigdy wcześniej nie przyszłoby jej do głowy, że na taki tryb życia się zdobędzie. W pewnym stopniu jest samotna, chociaż raczej z wyboru niż splotu życiowych okoliczności. W wolnych chwilach woli towarzystwo książek i natury niż ludzi - drażnią ją swoją koncentracją na sprawy przyziemne typu: robić, kupić, etc. Unika licytacji, skupia się na wnętrzu a nie na zewnętrzności. Konsumpcja życia przeraża ją, podobnie bieda. Dąży do godnego życia, nie popadając w skrajności. Ma kilkoro życzliwych przyjaciół. Wolących być niż mieć. Nie lubi materialistów pochłoniętych własnym światem. Miała tam jedyną przyjaciółkę, która nie odezwała się nawet na telefon Pawła. Hania, na początku czuła się zagubiona wśród obcych, najbardziej w święta. Podróżowała brudnym przewozem wśród muzułmanów busem toczącym się kilka godzin w jedną i drugą stronę. To coś, spowodowało życiowy przełom. Być może tak działała na nią świadomość końca jednego, a nadejście rzeczywistości jakiej nie znała. Patrzyli na nią z grymasem niezadowolenia, gdy przypadkowe zetknięcia ciał podczas zakrętów i naruszających indywidualną granicę intymności, opatulonych do granic niemożliwości twarzy. Dotyk, naruszał granice wyznaniowe. Starała się odwracać swą uwagę czytając w drodze do pracy i z powrotem. Dziś, to już historia mająca zaledwie pięć lat. * * * Przygląda się znajomym uśmiechom nad łóżkiem. - Patrzy na nas, pewnie zaraz się odezwie - tłumaczy Paweł Haneczka, zamiast odpowiedzieć uśmiecha się. Wzbudza zainteresowanie i wprawia w zakłopotanie znajomych jej osób. Chłopiec ma ochotę przytulić się. Możliwe jest, że byłoby to niebezpieczne. Postanawia nie ryzykować, przynajmniej jeszcze nie teraz. W jej postaci wszystko zdaje się do siebie nie pasować. Jakby nie ta sama kobieta. Ma mniej wyraziste spojrzenie. Jedno zdanie wypowiada bardzo wolno - Jestem martwa. Czy musiałam być, by więcej mieć ? - Powinnaś wrócić jak najszybciej do Polski, oczywiście wracam z tobą. Powiedział chłopak, trzymając matkę za rękę. Sprawiał wrażenie bardzo przejętego. - Jestem martwa… oznajmiła ponownie. Harry, stał w milczeniu, przyglądając się im obojgu. Nie rozumiał o czym mówili. - Nie, tylko nie to! Rzuciła nerwowo dziewczyna. Odwróciła się do Anglika tłumacząc z polskiego. Słuchał z kamienną twarzą pozbawioną emocji, nigdy nie narzekał na swój los - cokolwiek złego by się działo, zawsze kwitował jednym zdaniem. "yes okay, no problem". Obecność Harrego zapewnia całej trójce poczucie bezpieczeństwa. Oczekują na kolejny ruch z jego strony, wysłuchując w zamyśleniu. Gładził kilkudniowy zarost na twarzy. -Hm, to jest niemożliwe, ona musi tutaj zostać, ma inasurance. Chociaż, zastanawiam się, czy leczenie w Polsce nie byłoby bardziej korzystne dla Anglii, ponieważ tam jest taniej. Potrzebna będzie perfekcyjna rehabilitacja, ale musicie sami zdecydować. Ja osobiście, odradzam. Ciekaw jestem jak ona ma pokonać taką przestrzeń. Ważne jest, co lekarze zdecydują. Obawiam się jednak, że nie tak szybko wyjdzie stąd. Na chwilę obecną nie można ją ruszać, ale otoczyć jak najlepszą opieką. Będę musiał pojechać do pubu -odparł spokojnie. Myślę, że zostaniecie tutaj. W razie czego dzwońcie, przyjadę. Skierował spojrzenie w stronę Hani, uśmiechnął się i pożegnał - podniosła porozumiewawczo rękę i odwzajemniła uśmiechem. Kasia przystawiła krzesło i usiadła po drugiej stronie łóżka. - Lepiej się pani dzisiaj czuje? - Tak, cieszy mnie to, że jesteś. Kiedy wracasz kochanie. Spytała. - To zależy, czy dostanę pracę. Mark, obiecał coś mi znaleźć. Wezmę roczną dziekankę, podszlifuję angielski. Myślę, że byłoby z korzyścią dla nas obojgu. - Przestań! To wszystko mnie przeraża - przerwał Paweł. Rozumiem. Mnie też nuży długotrwałe przebywanie w jednym miejscu. wiem, że kontakt z ludźmi, pozwala poznać różnorodność osobowości, wielorakość perspektyw postrzegania. Jednak potrzebna jest ci pewna stałość, bezpieczeństwo, której tutaj nikt nie może ci zapewnić, nawet ja - Co kraj, to obyczaj. Na salę weszła pielęgniarka, przerywając dialog. Sięgnęła po pusty kubek. - podać coś do picia? Nie czekając na odpowiedź napełniła jakimś płynem. Chłopak przyglądał jej się uważnie. - Podoba ci się? - Nie. Interesują mnie ludzie. - Zbyt uogólniasz i chyba zanudzasz mój drogi, rozumiem, że, to z powodu wybuchowej mieszaniny egoizmu i narcyzmu. Sory, tak w skrócie mogę przedstawić twoją skromną osobę. Moim jedynym i nadrzędnym celem jest wołanie o pomoc, póki ją widzę. Nie mam zamiaru też siedzieć z założonymi rękami, izolując się w swoim świecie. Przyjrzyj się swojej matce, gdyby myślała twoimi kategoriami - kim byłbyś dziś? Ja chcę szukać sensu, emocji i uczuć. Namiastką złudnego piękna są reklamy, nie takiego potrzebujemy. Ty nie widzisz biednych dzieci, o których rodzice nie dbają, a wiesz dlaczego? Bo zawsze miałeś podane na tacy. Widzi to każdy, kto chce widzieć. Okrutna jest prawda, ale okrutniejsze jest jej niedostrzeganie. Bóg pomaga tym, którzy pozwalają sobie pomóc. Trzeba w coś wierzyć i nie trzeba być praktykującym katolikiem. Przed nami wielka niewiadoma - depcze nasz spokój, który jest niczym innym jak biernym byciem. Nie narzekam, w końcu coś się dzieje, jestem przeczulona na punkcie nicnierobienia. Wiem, że to złe słowo, praca do czegoś prowadzi. - Siedział zamyślony, zastanawiając się co dalej. Matka, potwierdziła rację dziewczyny - przytakując głową. Poderwał się z krzesła i wyszedł przed szpital, zostawiając obie na sali. Zobaczył księżyc prawie w pełni, wokół niego gromadziły się gwiazdy. Zrobiło się chłodno, tuż nad głową zakrzyczała alka, wzdrygnął się i usiadł na ławce przypalając papierosa. Czuł się rozczarowany życiem tułacza i poszukiwacza wrażeń. Nie mogę się nad sobą rozczulać, kiedy matka potrzebuje pomocy. Transport do Polski w takim stanie jest niemożliwy. Musi tutaj zostać, a ja z nią. Nie zostawię ją samą na obcej ziemi. Tak, zostajemy wszyscy. Poproszę Harrego o pomoc dla nas obojga - Marka nie znam na tyle, by mu ufać. Przekonałem się że świat to nie tylko zło. Jestem dobry i muszę to udowodnić muszę okiełznać emocje. Brak mi poczucia rzeczywistości, dopiero poznaję świat pełen zamętu. Musze się nauczyć w nim żyć, by więcej nie upaść. - Przerwała myślenie Kasia, która podeszła do niego z pytaniem czy dzwonił po Harrego. - tak, już jedzie. Skoczę pożegnać się z mamą. Wiesz, co ci powiem? Zostajemy! Tylko zalogowani użytkownicy mog? czytać i dodawać komentarze |
Autor: Barbara Mazurkiewicz
Dołaczył/ła: 17.04.2010 21:22:39 Miasto: LubaczówData urodzenia: 1954-07-05 Zarejestruj się by mieć dostęp do wszystkich opcji serwisu. Inne teksty autora: Gęsiareczka...
Koronkowe widzenie ...
Powierzenie ...
W ramach wyobraźni...
Po tamtej stronie powietr...
Podeptać ciszę...
Autoportret III...
Boso...
"Zagrody nasze widzi...
Mój Anioł Stróż w opałach...
Nie unikam myślenia o Tob...
» wszystkie teksty Informacje: » Tekst czytany był: 1694 razy. » Dodano 4 komentarzy do tekstu. » Tekst lubi 2 osób. |
Użytkowników Online
|